Powrót
Trans-Atlantyk

TRANS-ATLANTYK (1990)

  • Spektakl telewizyjny
  • Rok produkcji: 1990
  • Dane techniczne: Barwny. 142 min.
  • Premiera: 4.03.1991.

Autor zdjęć: Andrzej Wrzesień
© all rights reserved
Recepty na teatralną formę utworów autora "Ferdydurke" trzeba szukać cierpliwie i nie zawsze z zadowalającym efektem. Gombrowiczowska forma mniej bowiem zależy od inscenizacyjnych pomysłów reżysera, bardziej od znalezienia gombrowiczowskiego aktora, a najlepiej aktorów. W 1981 roku w Łódzkim Teatrze im. Jaracza Mikołaj Grabowski obsadził w roli Gonzala w "Trans-Atlantyku" mało wówczas znanego aktora Jana Peszka. W ten sposób Autor znalazł swego Aktora, a właściwie aktorów, bo i sam Mikołaj Grabowski podjął się zadania niezwykle trudnego - wcielił się w Gombrowicza, w jego imieniu interpretując i spajając sceniczne obrazy "Trans-Atlantyku".Spektakl Teatru TV jest telewizyjną adaptacją tamtej inscenizacji. Poprzez Atlantyk - o Polsce: ojczyźnie, obczyźnie, Polakach, swojakach daleko od kraju. Gombrowicz opisuje swoje przeżycia jak przystało na autora "Ferdydurke". Śmiech, ironia, prowokacja intelektualna mają służyć burzeniu dogmatów. Ale w "Trans-Atlantyku" nie o odwieczny polski spór idzie. Właściwie nie tylko o ten spór. Bo i Polska, i obczyzna innemu, głębszemu celowi służą: ujawnieniu "międzyludzkiej formy". "Starałem się ujawnić, że ostateczną instancją dla człowieka jest człowiek. (...) Ludzie są straszną potęgą dla istoty ludzkiej. Wierzę w nadrzędność istnienia zbiorowego..." Ta wiara kazała mu jednocześnie "ujawnić, zalegalizować ten drugi biegun odczuwania, który każe jednostce bronić się przed narodem jak przed każdą zbiorową przemocą..." Nie wystarczy "być". Ludzkie "być" jest tylko biologiczną podstawą "zaistnienia" - bycia Kimś: Bardzo Ważnym, Lepszym. Forma międzyludzka to dynamiczny proces wzajemnego definiowania: dominacja - podporządkowanie, "lepszość-gorszość". Nieustanny lęk o zajmowaną pozycję i wyścig do pozycji pożądanej. Gombrowicz z "Trans-Atlantyku" to jednocześnie widz i uczestnik opowiadanego świata. Reżyserem rozdającym w nim role jest Gonzalo - w interpretacji Jana Peszka na przemian infantylny i demoniczny, śmieszny i groźny zarazem. Obrazy wyłaniają się z gombrowiczowskiego monologu, z jego narracji. Znak scenograficzny ma tu wyłącznie funkcjonalne znaczenie, brak jakichkolwiek ornamentów. Karasie, szaty Gonzala, szlachecki strój barona uczestniczą w grze, w definiowaniu sytuacji prowokowanych przez Reżysera. Przeciwnicy gombrowiczowskiej diagnozy klęski indywiduum w konfrontacji z "międzyludzkim" zarzucają mu brak moralnej perspektywy. Dziś, kiedy nie musimy już czytać Gombrowicza poprzez polityczne aluzje, pisarz ma szanse dotrzeć do nas z najważniejszym i wciąż aktualnym przesłaniem. Jest nim walka z dogmatyzmem, zastyganiem w stereotypie, ucieczka od banału rutyny. [PAT]

Ekipa

  • Autor: Witold Gombrowicz
  • Adaptacja: Mikołaj Grabowski
  • Reżyseria: Mikołaj Grabowski
  • Scenografia: Jacek Ukleja, Tadeusz Paul
  • Muzyka: Józef Rychlik
  • Kierownictwo produkcji: Wielisława Rokicka
  • Produkcja: Telewizja Polska (Łódź)
  • Obsada aktorska: Mikołaj Grabowski (Gombrowicz), Jan Peszek (Gonzalo), Władysław Dewoyno (Tomasz), Bogusław Sochnacki (Minister Kosiubidzki), Janusz Śmiłek (Ignac), Ireneusz Kaskiewicz (Baron), Andrzej Herder (Pyckal), Marek Kołaczkowski (Ciumkała), Jarosław Pilarski (Radca Podsrocki), Marek Sobczyk (Rachmistrz Popacki), Andrzej Wichrowski (Cieciszowski), Ewa Wichrowska (Panna Zofia), Leon Charewicz (Księgowy Józef), Stanisław Jaskułka (Pułkownik Fichcik), Ewa Mirowska (Maestro), Roman Gancarczyk (Horacjo), Andrzej Głoskowski (Dr Garcyja), Henryk Staszewski (Malarz Ficinati), Alicja Krawczykówna (Dama w Gronostajach), Bogusława Pawelec (Dama Blondyna), Kazimierz Iwiński (Znakomity gość), Bogusław Semotiuk (Lizus), Halina Dobrucka (Dziewczyna), Paweł Kruk (Gość), Mariusz Żarnecki (Lokaj-Pokojówka), Cezary Rybiński (Lokaj-Pokojówka), Dariusz Siatkowski (Lokaj-Pokojówka), Aleksandra Krasoń (Pani Dowalewiczowa), Agata Piotrowska (Prezesowa Pścikowa), Małgorzata Rogacka-Wiśniewska (Panna Tuśka), Joanna Jankowska (Panna Muszka)

Źródło: http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/d521688



Recenzje



Słowo o "Trans-Atlantyku" (...) Poniedziałkowy Teatr Telewizji zaprezentował nam (...) spektakl według jednego z najlepszych dzieł Gombrowicza - "Trans-Atlantyk". Przedstawieniu wyreżyserowanemu przez Mikołaja Grabowskiego trudno cokolwiek zarzucić: było po prostu dobre. Jak na przyzwyczajenie telewidzów - może jedynie nieco zbyt długie. Ale była to przecież wierna adaptacja powieści. Twórcom inscenizacji "Trans-Atlantyku" udało się przede wszystkim ocalić Gombrowiczowski język, wydobyć jego nadznaczenia i niuanse, które "demaskują" i w krzywym zwierciadle charakteryzują tzw. polskość. I to polskość - również dzisiejszą. Miałem nieodparte wrażenie, że Gombrowicz portretuje i prześmiewa się nie tylko z dawnych, ale i ze współczesnych Polaków. Czy my jednak, tak naprawdę to korzystamy z gombrowiczowskiego lustra? A przydałoby się już nie tylko to gombrowiczowskie. Widać, nie ma jednak odważnych, którzy w III Rzeczypospolitej wytoczyliby walkę naszym przywarom, zaściankowym sposobom myślenia, ksenofobii, nowej głupocie, czy koniunkturalnemu "włazidupstwu". Szkoda. "Trans-Atlantyk" pozostaje więc nadal swoistym vademecum o Polakach; vademecum "klasycznym", "kłującym" acz na szczęście, jeszcze nie "upupionym". Grabowskiemu, Peszkowi, Sochackiemu i pozostałym aktorom poniedziałkowego spektaklu można pogratulować: grali po gombrowiczowsku!
Stanisław Zawiśliński
(Trybuna 6 III 1991)



"Trans-Atlantyk" Gombrowicza w reżyserii Mikołaja Grabowskiego pokazano w telewizji na początku marca. W miesiąc później nadano "Opis obyczajów" według Kitowicza. Dobrze, że mieliśmy okazję do spotkań z teatrem Mikołaja Grabowskiego. Jest materiał do porównań. Jest o czym mówić. Istnieje sporo zbieżności między "Trans-Atlantykiem" a "Opisem obyczajów". Wyznaczają one teatralną stylistykę Grabowskiego i obszar jego zainteresowań. Łatwo zauważyć, że Grabowskiego bawi szlachecka gawęda. Jeśli sobie przypomnimy zarejestrowane przed paroma laty w telewizji "Pamiątki Soplicy" według Rzewuskiego, to te trzy przedstawienia ułożą się w logiczny cykl. Najpierw Grabowski zajął się Gombrowiczem ("Trans-Atlantyk" w Teatrze im. Jaracza w Łodzi wystawił w 1981 roku). Potem zrobił "Pamiątki..." a w zeszłym roku zabrał się za Kitowicza. Zatem idąc niejako wstecz, reżyser drąży sarmacką kulturę. Język, mowa jest pierwszą jej warstwą. Rzecz jasna, inaczej ona wygląda w "Trans-Atlantyku", gdzie przecież w narracji mamy do czynienia z wyrafinowaną stylizacją.
Język "Opisu..." nie jest w żadnym razie parodią - to jak najbardziej oryginalna, autentyczna XVIII-wieczna staropolszczyzna. Grabowski dochodzi jakby do korzeni pewnej tradycji językowej. Dalej są już chyba tylko "Pamiętniki" Paska. Reżyser bawi się wszystkimi charakterystycznościami mowy szlachecko-staropolskiej, jej melodią, rytmem, intonacją. Ale w jego teatrze chodzi o coś więcej niż celebrację ojczyzny- polszczyzny. Materia literacka teatru Gombrowicza jest niebywale trudna. Wprawdzie prozę teatru Gombrowicza z mniejszym lub większym powodzeniem przystosowano na naszych scenach, ale zaadaptować "Opis obyczajów" to nie lada sztuka. Kiedyś Schiller powiedział, że w teatrze da się wystawić nawet książkę telefoniczną. Myślę, że dzieło księdza Kitowicza może również być synonimem nieteatralnego tekstu. W sztuce adaptacji Grabowski kieruje się prostymi zasadami. "Trans-Atlantyk", a zwłaszcza "Opis" cechuje swoista tautologia. W tych przedstawieniach pokazuje się to, co się mówi. Grabowski nie szuka obrazowego ekwiwalentu dla słowa. Bo też gawęda, opowiadanie, mowa stanowią podstawowy żywioł tego teatru. Do jego wyzwolenia nie potrzeba wiele. Teatr Grabowskiego jest maksymalnie skromny i oszczędny w środkach. Proszę zwrócić uwagę na scenografię "Opisu" (w napisach końcowych telewizyjnego spektaklu w ogóle nie podano jej autora). Gra toczy się w Teatrze STU w pustej przestrzeni otoczonej z trzech stron widownią. Z tyłu stoi krzyż. Użyto jeszcze stołu i paru rekwizytów: blaszanej miski, scyzoryka, kieliszków, szklanek, a w scenie dyngusa wiadra, pompy, szlaucha. To chyba wszystko.
U Grabowskiego ważny wydaje się kostium. To, jak są ubrani aktorzy w "Opisie", zasługuje na osobną analizę. Ich stroje są mistrzowsko dobrane, gdyż charakteryzują indywidualne cechy osób, ale również odwołują się do typowości. Są realistyczne i symboliczne zarazem. Bohaterowie "Trans-Atlantyku" także noszą znaczące kostiumy, choć w większym stopniu daje tu o sobie znać karykaturalność. Baron np. ma na sobie smoking, a na głowie szlachecką czapę. Warto zauważyć, że sam Mikołaj Grabowski, występujący w roli narratora w obu spektaklach, ubrany jest w podobny (jeśli nie ten sam) pospolity garniturek. W "Trans-Atlantyku" ma jedynie dodatek: muszkę. Co sprawia, że teatr Grabowskiego nie ma nic wspólnego z formułą rapsodyczną? Że nie jest tylko do słuchania, ale znakomicie go się ogląda, także w telewizji?

Myślę, że w dużej mierze decyduje o tym aktorstwo. To właśnie gra aktorska dodaje wystawionej literaturze ogromnego ładunku teatralności, widowiskowości. U Gombrowicza sprawa wydaje się naturalna: żywioł gry immanentnie tkwi w materii tekstu, określa po prostu Gombrowiczowską filozofię. Ale nie zawsze w teatrze udaje się chwycić tego byka za rogi. Łódzkim aktorom powiodło się doskonale, a Jan Peszek w roli Gonzala stworzył wielką kreację. Peszek, ze swą niebywałą witalnością sceniczną, pasuje jak ulał do teatru Grabowskiego. Bo u tego reżysera najbardziej liczy się dynamiczność, naturalność, dowcip, wyobraźnia i maksymalne zaangażowanie. Jeśli dodamy do tego zespołowość, to otrzymamy prawdziwy koncert gry, jak w "Opisie obyczajów".
Bałem się, że w telewizji krakowski spektakl zgubi coś z tych wartości. Kamera działa selektywnie, nie jest w stanie ogarnąć całości teatralnego żywiołu. Ale widz w Teatrze STU pewnie także wszystkiego nie chwyta. Ma nad kamerą przewagę: to on wybiera, co chce oglądać. Kamera daje natomiast telewidzowi inną możliwość: przybliża obraz, przez co widowisko nabiera dodatkowego smaku. Oczywiście spór o telewizyjne przeniesienie przedstawienia teatralnego, zwłaszcza w konwencji transmisji (bo w taki sposób zrealizowano "Opis"), ma nieco akademicki charakter. Liczy się przede wszystkim satysfakcja z oglądania ciekawego przedstawienia. Telewizyjna forma nieco bardziej, moim zdaniem, zaszkodziła "Trans-Atlantykowi". W jego drugiej części, w której objawia się ciemny świat Gonzala, pokuszono się o plastyczną metaforę przedstawionej rzeczywistości. Konsekwencja inscenizacyjna w ten sposób częściowo pękła. Zastosowane tricki, dość niefortunne, wprowadziły spektakl w rejony telewizyjnej baśni. Chyba niepotrzebnie.

Gdyby spróbować wyznaczyć wspólny mianownik dla "Trans-Atlantyku" i "Opisu obyczajów" w warstwie, by tak rzec, ideowej, trzeba by tam wpisać pojęcie narodowej formy. Odwołanie się do sarmackiej tradycji, do szlacheckiej kultury służy Grabowskiemu do tropienia polskości i różnych jej chorobliwych przejawów. Przy pomocy Gombrowicza demaskuje naszą prowincjonalność i zaściankowość, które przenoszą się nawet na emigrację (a może tu właśnie szczególnie się uwidaczniają). "Trans-Atlantyk" pokazuje rejestr narodowych stereotypów, frazesów, urojeń. Postaci "Opisu" również robią "straśnie polskie miny". Tu jednak demaskacja następuje w sferze obyczajowej. Oglądając na scenie niczym w lustrze własne style zachowań przy ołtarzu i przy stole, chciałoby się za Gombrowiczem zawołać: "Pusto, Pusto". W obu spektaklach dużą rolę odgrywa śmiech. W finale "Trans-Atlantyku" wszyscy wybuchają śmiechem. Aktorzy wychodzą z ról i jakby chcieli powiedzieć: "Koniec i bomba, a kto widział, ten trąba". Śmiech spełnia tu chyba funkcję ozdrowieńczą, dystansującą od konfliktu Ojczyzny z Synczyzną. W "Opisie obyczajów" śmieje się, wręcz słania się ze śmiechu publiczność. Choć to śmiech gorzki, ma również walor oczyszczający. Myślę jednak, że dzieło księdza Kitowicza pod ręką Mikołaja Grabowskiego wykracza poza rozprawę z narodowym charakterkiem. Pod pozorami zgrywy kryją się tu wcale niebagatelne i dość rzadkie w naszym teatrze odniesienia. "Opis" bowiem, przy głębszym wejrzeniu, może stanowić znakomitą ilustrację do Bachtinowskiej "Twórczości Rableaisego". Opowiada przecież o walce karnawału z postem - odwiecznie wpisanej w ludzką naturę. Swym spektaklem Grabowski niespodziewanie wywołał refleksję z dziedziny antropologii kultury. Paradoksalnie, Kitowicz okazał się bogatszy od Gombrowicza. Trzeba przyznać, że dzięki telewizyjnemu spotkaniu z teatrem Mikołaja Grabowskiego odbyliśmy daleką podróż.
Wojciech Majcherek
(Teatr 4/1991)









Ostatnia zmiana:
kjaskulka @ sgsp edu pl
2007-01-27



Do góry






















     Pobierz Firefoksa teraz i podpal sieć!